- Zapomniałaś o soli -  powiedziała trzymając w rękach kawałek ciasta, które z dumą wyjęłam z pieca chwilę wcześniej. Nutka satysfakcji spadła na blat, razem z okruszkiem. 

 -  O soli? - dopytałam 

- Tak, szczypta soli, ja zawsze wyczuję - mam taki smak, że wiem. - No ale dobre, dobre, tylko ta sól -  no już nie patrz tak - powiedziała. 


Jesteśmy różni, bardzo różni. Nieraz zgodni, kiedy indziej zajmujący zupełnie inne obozy. Nie różnice stanowią problem. Różnice są piękne. Co to byłby za świat, w którym mieszkaliby tylko słodcy, lub kwaśni, wielbiciele gruszek, bez wielbicieli jabłek, sami chudzi, prości i błękitnoocy. Byłoby nudno. 

Problem w tym, że są tacy, którym WSZYSTKO przeszkadza. Nawet symboliczna szczypta soli, w pół kilograma mąki. Czują różnicę. Życie mierzą różnicą. Na tym budują swoją odrębność, swoje poczucie wyższości. Wiedzą lepiej, co im przeszkadza i nie omieszkają o tym wspomnieć. Wcisnąć szpilki celnie, pod żebro. Że niby z miłości i troski. Nic takiego. Intencje mam dobre, no o co ci chodzi?

Błogosławione jest milczenie. Mówią nawet, że bywa złotem. Milczeć, też się trzeba nauczyć. Żeby nie dawać rad, gdy nikt nie prosi. Nie obsypywać piaskiem słów, co tylko szczypią w oczy. Żeby uśmiechać się gdy dają, kłaniać gdy nie trzeba brać, być, autentycznie być. Bez "wiem lepiej". 

Szczypta soli leży między nami na stole i choć się staram, zawsze robi różnicę. Nie, nie w cieście. W relacji.  





Złoto. W liściach. W promieniach słońca, które nie chce słyszeć o zimie. W myślach i we włosach, które tulę w czasie dnia i przed snem. 

Dobrze nam z tą jesienią. Miękko. Jeszcze chwilę. Jeszcze jest. 

Wygrzewam się w jesiennym słońcu i biegnę nad rzekę, żeby poczuć, jak dobrze jest być. Żeby nie zmarnować ani dnia. 

Słońce grzeje moje plecy, myśli wypadają z kieszeni. 

Biegnę. 

Nogi tańczą, dusza podskakuje na wybojach. 










Cała historia ludzkości, nauki, to pieśń, w której brzmią bunt i szaleństwo. Niezgoda na zastały stan rzeczy. Tam gdzie honorujemy niezmienność i brak ryzyka, nie ma miejsca na rozwój. A tam gdzie nie ma rozwoju, mieszka porażka, smutna porażka. 

Historia medycyny, chociaż nie tylko jej, pokazuje jak trudno jest nam akceptować nowe. Nawet takie, które może ratować tysiące istnień ludzkich. 

Wszystkie rewolucyjne zmiany, były okupione potem, krwią i szykanami. Protestowano przeciwko  sekcjom zwłok, przeciwko myciu rąk przez lekarzy i personel szpitalny, dezynfekcji narzędzi operacyjnych. Nazywano szaleńcami tych, którzy proponowali rewolucyjne metody leczenia, które dziś wydają się oczywistością. 

Jedną z takich spraw był przeszczep serca. O ile pobranie nerek czy wątroby nie budziło specjalnych sprzeciwów i problemów etycznych, o tyle eksperymenty z sercem i na sercu, budziły olbrzymie emocje. 

Jakim trzeba być człowiekiem, aby działać wbrew wszystkim i wszystkiemu, aby robić, swoje mimo protestów? Na pewno silnym. Ale także takim, który umie radzić sobie z problemami. Anna Religa, w wywiadzie dla "Na temat", powiedziała o mężu: 
Dzięki temu, że w swoich kryzysach wywalał do dna wszystkie emocje, potem zaczynał wszystko od nowa i szedł do przodu, robiąc, co do niego należało. Nagromadzone emocje wybuchały, wypalały się do końca. I już nie było się czego bać.
Ten film to piękna, mądra i dobrze opowiedziana opowieść o wyjątkowym życiu. Przede wszystkim jednak, to wielka lekcja, mówiąca o tym, że sukces nigdy nie jest czymś oczywistym, prostym i że zawsze ma cenę.  

Nie tylko sukces

Dziś patrzymy na życie z perspektywy sukcesu, boimy się porażek po drodze. Chcielibyśmy wyrugować z sukcesu każdą możliwość potknięcia się, najmniejszą wątpliwość, która może zachwiać naszą wiarą. Tak się po prostu nie da. 

Wierzymy też naiwnie, że wszystkim naokoło, było lżej, łatwiej, prościej niż nam. Kiedy pojawiają się przeszkody, poddajemy się. Historia Religi, nie tylko zresztą jego, to przede wszystkim opowieść o porażkach, które na końcu doprowadziły do sukcesu. Trwało to długo. Kosztowało sporo. Czy było warto? Pytanie jest retoryczne, a odpowiedź oczywista. Do sukcesu naprawdę rzadko idzie się na skróty. Nie ma w tym nic dziwnego. Życie to proces. Nic nie dzieje się od razu. 

To co dla mnie również ważne w tej historii, to pokazanie człowieka, który mimo swoich olbrzymich osiągnięć, nie jest z kamienia. Ma słabości. Pali jak smok. Nie wylewa za kołnierz. Nie zawsze radzi sobie z emocjami. 
To kolejna nasza wada: chcielibyśmy widzieć bohaterów nieskazitelnymi. A oni są przecież tylko ludźmi. Tak jak Ty czy ja. 

Film bardzo Wam polecam. Podzielcie się wrażeniami. Jestem pewna, że się spodoba. 




Lęk zwykle na początku  jest mały, ale trzeba nam to przyznać: potrafimy z niego zrobić prawdziwego dmuchanego smoka. "Pompujemy" swój strach złymi myślami, a im bardziej to robimy, tym on staje się większy i tym bardziej się boimy. Trzeba to przerwać. Najlepiej od razu. 

Smoka pompuje się dość łatwo,  gorzej potem spuścić to powietrze. Poza tym, im jest większy, tym trudniej uwierzyć, że jest naprawdę dmuchany. Wydaje się taki realny. Kiedy zawieje wiatr, poruszy ogonem, zmruży ślepia. Od tego już tylko krok do wiary, że umie ziać ogniem. 

Jakby tego było mało, bardzo często zdarza nam się racjonalizować i ślepo bronić naszych wyborów. Napompowaliśmy smoka, strachy urosły do niebotycznych rozmiarów, no ale przecież widać są ku temu powody? Usprawiedliwić przed sobą można prawie wszystko. Pytanie tylko, czy warto? 

Nie pompuj smoka, nie karm lęków. To się nie opłaca. Strachy blokują twój rozwój, nie pozwalają na naprawdę rzeczowy ogląd sytuacji. Trzymają w miejscu. 

Kiedy spirala obaw się napędza, spróbuj zrobić coś nieoczekiwanego. Nie myśl za dużo. Wyjdź na balkon. Zadzwoń do gazowni. Załatw zaległe zakupy w spożywczym. 

Strach, który służy ochronie życia i zdrowia jest zasadny. Strach, który się sztucznie pompuje, to tylko wytwór naszej imaginacji. Nie ma sensu sobie utrudniać. I tak bywa różnie

Nie pompuj smoka. Smoków nie ma. Napompuj balon. A potem poleć -  tam gdzie zamierzałeś. 


Czasami nie chce mi się gadać. Słowa wydają się zupełnie zbędne. Emocje dzieją się poza nimi. Tęsknota, nostalgia, radość, smutek, wszystko da się wyrazić gdzieś, gdzie słowo nie pasuje, gdzie razi i przeszkadza. Tam, pomiędzy wszystkim, na granicy milczenia i oczu, dzieją się rzeczy naprawdę ważne. Takie, których nie da się wyrazić słowami. 

Czasami potrzebuję ciszy. Wszyscy potrzebujemy. Być, karmić oczy kolorem, pejzażem, nie zaśmiecać paplaniem o niczym. Tak się odnajduje spokój. 

W zgiełku codzienności, są takie momenty, które pozwalają zatrzymać się jak po naciśnięciu fotograficznej migawki. Nie ma sensu przed nimi uciekać. Nigdzie się nie spóźnisz. Nie bój się ciszy. Nie bój się nic nie mówić. 

Warto się zatrzymać. Bardzo warto. 








Tego już nie ma. Zgubiło się w cywilizacji. Zapadło pod ziemię i próżno drzeć ją gołymi rękami. Solidarność kobiet, w wydaniu europejskim, jest mitem. Nasza bliskość jest bliskością z oddalenia. Coraz mniej intensywną i żywiołową. Poczułam to dosadnie, gdy przeczytałam "Kobiety zostają". Mało nie pękło mi serce z żalu. Szczególnie w ten ranek, gdy poczułam, że często blisko znaczy naprawdę daleko. 

Dotyka mnie to mocno, bo moje kontakty z kobietami ewaluowały w ostatnich latach. Pewnie także przez to, że zostałam mamą, że ciągle poszukuję i rozwijam się. Wiem jak trudno dogadać się, kiedy stoimy na dwóch przeciwnych biegunach, jedno w drodze, drugie ciągle w tym samym miejscu. Nie sposób znaleźć porozumienia, kiedy zamiast otwartości i zgody na dorastanie, spotykamy tylko pretensje i oczekiwania, że utrzymamy w mocy status quo, który dawno już przestał wszystkim odpowiadać. 

Pisałam o tym wielokrotnie, ale sama mam potrzebę przypominania. Nie da się stworzyć i utrzymać satysfakcjonującej obie strony relacji bez otwartości i woli zrozumienia po obu stronach. Jeśli dobra wola spotyka się z manipulacją i przemożną walką o to, aby stanęło na moim, to nie ma szans na dobrą, autentyczną relację. Jeśli ocenianie i udowadnianie, że moje jest mojsze niż twoje i wiem na pewno lepiej od Ciebie, co jest dobre, co złe, co powinieneś, co musisz, to nie ma miejsca na żaden sensowny dialog. 

W takim układzie nie ma możliwości aby się dogadać. Nie z każdym się da. Nie każdy chce. Nie chodzi o to, że za mało się starasz. Wchodzimy w relacje z różnym bagażem, z różnymi oczekiwaniami. Czasem nie da się rozmawiać. Po prostu się nie da. To też trzeba przyjąć.

Czasem serce pęka mi z żalu, ale odpuszczam kontakty i relacje, zwłaszcza takie, w których naprawdę nie widzę woli porozumienia, a wyłącznie próby siłowego wpłynięcia na mnie, moje życie, wybory, uczucia. 

Jeszcze nikt manipulacją nie stworzył niczego wartościowego. NIKT. Tak się nie buduje. Tak się burzy. Często wynika to nie ze złej woli, ale z niewiedzy i nieumiejętności budowania prawdziwych kontaktów międzyludzkich. Tego nas nikt nie uczy, a to także, jak wszystko wiedza, którą można przyjąć lub odrzucić. 

Nad przepaścią

Myślę, że właśnie na tym fundamencie powstała przepaść pomiędzy kobietami, którą dziś obserwujemy. Oceniamy się nawzajem, oskarżamy, pouczamy, a rzadko naprawdę rzadko oferujemy sobie prawdziwe, szczere autentyczne wsparcie. Wzajemne wsparcie: bo relacja, co konieczne do podkreślenia, to nigdy nie jest tylko branie, albo dawanie. 

cc by R. Waddington
Autorka "Kobiety zostają", przytacza historię, która symbolicznie pokazuje różnicę w stosunku kobiet czarnych i białych do siebie wzajemnie. Biała sprzedawczyni kwiatów, widząc ją z dzieckiem w chuście i z siatkami pod pachą, mówi: "Weź wózek, kobieto!" . Jest w tym, bez względu na intencje, jakieś poczucie wyższości, rada, o którą nikt nie prosi, wola wtrącania się w czyjeś życie, która do relacji  nie wnosi absolutnie nic. Ile razy to słyszałyście dziewczyny? Ile razy wasze mamy, babcie, sąsiadki, panie w parku, obdarzały Was takim oceniającym frazesem, taką gorzką uwagą, przemądrzałą radą, która co najwyżej podnosi ciśnienie? Czarna kobieta, stojąca na progu zakładu fryzjerskiego, w tej samej sytuacji mówi: „Take care, Sister”: Dbaj o siebie Siostro, uważaj na Siebie. Jest w tym moc i dobra wróżba, dobre życzenia, prawdziwa kobieca solidarność. 

tęsknoty

Tak bym chciała, abyśmy mogły od nowa, znaleźć w sobie tą kobiecą, siostrzaną solidarność. Tak bardzo jej nam brakuje. Dlatego odczuwamy wyobcowanie, bywamy samotne i ślepo gonimy za miłością. Dlatego chodzimy na manowce autentycznych relacji i tak często nabieramy się na to co błyszczy i obiecuje spełnienie, a potem pozostawia z trudną do zniesienia pustką. 

Chciałabym zaapelować, chociaż wiem, że w apelach mieszka emfaza. Dbajcie o siebie Siostry. Bądźcie dla siebie dobre. Bez oceniania, które oddala, bez wymądrzania się, bez porównań i stawiania się pod ścianą krytyki. 

Nie ma już kobiecej solidarności, ale jest tęsknota za nią. Kto wie, co się z niej narodzi. Nie ma w końcu przypadku w tym, że to kobiety dają życie. 




Człowiek,  niezwykle często, najbardziej na świecie boi się, że powtórzy się to co sprawiło mu ból, przykrość, wytrąciło z dobrego samopoczucia. Niektórzy na tym lęku budują całe życie. Zapobieganie temu, co kiedyś nas zraniło wcale nie działa tak skutecznie jak byśmy chcieli. Myśląc o unikaniu, nieświadomie prowokujemy to, czego najbardziej się boimy. Zaczynają działać samospełniające się przepowiednie. Jak w kawale o człowieku, który idąc ulicą, ciągle powtarza: "nie wdepnąć w gówno, nie wdepnąć w gówno". Zgadnijcie jak to się kończy. 

Jeśli kiedyś, dawno temu, ktoś Was opuścił, oszukał, nie docenił, oczernił, złamał dane słowo, to być może działacie teraz z pozycji kogoś, kto uważa się za sprytniejszego od całego świata i już nigdy nie da się na nic podobnego nabrać. Unikacie, knujecie, osiem razy sprawdzacie. 

Tak żyje wielu Polaków. Podejrzliwie. W zazdrości, zawiści, z intencją unikania zła, które obiektywnie istnieje, ale realnie lęgnie się głównie w naszych głowach. 

Tak kreuje się myślenie na "NIE". Równie męczące co nieskuteczne. " Nie chcę być taki jak mój ojciec, w życiu nie będę taka jak moja matka, nie chcę być chory, nienawidzę pracować w korporacji, nie jestem ofermą" itd. 

Wiesz, czego nie chcesz, ale czy wiesz, czego tak naprawdę chcesz?  

Jeśli zamieniamy wieczne "Nie", na "TAK" -  do tego dobrze umotywowane, łatwiej nam dojść do celu i żyć w spełnieniu i pogodzie ducha. 
Kto wie, czy facet z kawału, zamieniając "nie chcę wdepnąć w gówno"  na "chcę dojść do domu w czystych butach", nie dostałby właśnie tego, czego pragnął?

Gówna nie unika się myśląc ciągle o nim. To jest zwyczajnie gówniane myślenie. 
Przeznacz swoją energię aby kreować to, co jest dla Ciebie pożądane. To działa. 


×