O mnie

Jestem optymistką z wyboru i z konieczności - ponieważ uważam, że bez uśmiechu życie staje się szare i nie do zniesienia... [Czytaj dalej]
Psychologia · Inspiracja · Życie
Byłam świeżo po lekturze "Ostatniego dziecka lasu", Richarda Louv i to małe zdarzenie, otuliło mnie radością i nadzieją. Że jeszcze nie wszystko stracone.Mamuniu, mamuniu, chodź za mną - zawołała Amelka, kiedy weszliśmy do przedszkolnego ogrodu, w czasie rodzinnej imprezy. - Chodź tutaj - mówiła szeptem prowadząc mnie pod płot, prosto w krzaki - Tu jest taki malutki lasek. Rosną tu malutkie drzewka. Tu się zaczyna, a tu kończy - Patrz! - powiedziała drżąca i teatralnie przejęta. Miniaturowa dżungla składała się z dwóch czy trzech krzaczków w otoczeniu jednego lub dwóch dostojnych drzew - ale to one sprawiły, że ten zwykły parkan, malutki zakątek pod płotem, zmienił się dla mojego dziecka w las z bajki, o którym szepcze się mamie w pełnej przejęcia konspiracji.
![]() |
Wydawnictwo Relacja |
A do jakiego życia został stworzony człowiek, bo ja się w tym gubię.
OdpowiedzUsuńMieliśmy kiedyś naturę, to nam to nie odpowiadało, mamy cywilizację ze wszystkimi jej konsekwencjami i wcale na dobre to nam nie wychodzi.
no chyba nie do życia " w szklarni" wielkiego miasta;) Równowaga głupcze chciałoby się sparafrazować pewnego amerykańskiego prezydenta;)
UsuńProblem w tym, że człowiek nie potrafi zachować równowagi. Ja na przykład jak ryba w wodzie czuję się w naprawdę wielkim mieście, anonimowo, bezpiecznie - paradoks taki?
UsuńAle jak kilkanaście lat temu mieszkałam w miejscu bez zieleni w zasięgu wzroku, to fizycznie czułam jej brak. Chociaż niby jakaś tam trawka była.
Więc się całe życie zastanawiam, gdzie bym zamieszkała na stałe, gdybym miała wybór. I nie wiem. Całe szczęście, że nie mam wyboru, a mieszkam w nie najgorszym miejscu:).
Podpisuję się pod tym postem całą sobą. Po raz kolejny doceniam mieszkanie na tzw wygnajewie, mimo wszystkich niedogodności, jakie się z tym wiążą. Pozdrawiam przesyłając co nieco wiosennego wiejskiego powietrza:)
OdpowiedzUsuńJa miałam takie "naturalne dzieciństwo" - wychowywałam się na wsi. Całe dnie spędzone na dworze, często bez względu na pogodę, brodzenie po kałużach, wyprawy w miejsca oddalone od domostw, gdzie przeżywaliśmy przygody, które do tej pory pamiętam. Ten post pozwolił mi się cofnąć myślami w tamte szczęśliwe czasy. Teraz kiedy przyjeżdżam na wieś, widzę, że wszystko się zmieniło i tam matki próbują trzymać dzieciaki pod szklanym kloszem - już nie ma biegania po kałużach ;-)
OdpowiedzUsuńSpotkałam dziś lochę z małymi. W mieście. W rezerwacie. Biegając. Taka niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńGdyby 30-50 lat temu dla dzieci były dostępne takie urządzenia elektroniczne jak teraz, to sądzę, że byłyby one nimi równie zafascynowane jak współczesne. /dzierzba
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to, aby ich nie używać wcale, ale o to by pokazać także alternatywę. Elektroniczny świat nie jest całym światem.
Usuń