Szczypta



- Zapomniałaś o soli -  powiedziała trzymając w rękach kawałek ciasta, które z dumą wyjęłam z pieca chwilę wcześniej. Nutka satysfakcji spadła na blat, razem z okruszkiem. 

 -  O soli? - dopytałam 

- Tak, szczypta soli, ja zawsze wyczuję - mam taki smak, że wiem. - No ale dobre, dobre, tylko ta sól -  no już nie patrz tak - powiedziała. 


Jesteśmy różni, bardzo różni. Nieraz zgodni, kiedy indziej zajmujący zupełnie inne obozy. Nie różnice stanowią problem. Różnice są piękne. Co to byłby za świat, w którym mieszkaliby tylko słodcy, lub kwaśni, wielbiciele gruszek, bez wielbicieli jabłek, sami chudzi, prości i błękitnoocy. Byłoby nudno. 

Problem w tym, że są tacy, którym WSZYSTKO przeszkadza. Nawet symboliczna szczypta soli, w pół kilograma mąki. Czują różnicę. Życie mierzą różnicą. Na tym budują swoją odrębność, swoje poczucie wyższości. Wiedzą lepiej, co im przeszkadza i nie omieszkają o tym wspomnieć. Wcisnąć szpilki celnie, pod żebro. Że niby z miłości i troski. Nic takiego. Intencje mam dobre, no o co ci chodzi?

Błogosławione jest milczenie. Mówią nawet, że bywa złotem. Milczeć, też się trzeba nauczyć. Żeby nie dawać rad, gdy nikt nie prosi. Nie obsypywać piaskiem słów, co tylko szczypią w oczy. Żeby uśmiechać się gdy dają, kłaniać gdy nie trzeba brać, być, autentycznie być. Bez "wiem lepiej". 

Szczypta soli leży między nami na stole i choć się staram, zawsze robi różnicę. Nie, nie w cieście. W relacji.  





Zobacz również

Brak komentarzy: