O mnie

Jestem optymistką z wyboru i z konieczności - ponieważ uważam, że bez uśmiechu życie staje się szare i nie do zniesienia... [Czytaj dalej]
Psychologia · Inspiracja · Życie
Drugi człowiek nic w nas nie załatwi, nie zbawi, nie uratuje, nie zamknie niezamkniętych traum, nie zmaże magiczną gumką smutków przeszłości. Sama miłość nas nie zbawi!
On nie pracuje, ona go utrzymuje. Latami. Spłaca jego długi, znosi to że w domu zajmuje się tylko tym co umie najlepiej: narzekaniem. Kilka razy ją uderzył, ale to raczej przez przypadek, bo na pewno nie miał złych zamiarów, on nie jest agresywny, przecież to taki misiaczek. Codziennie wynosi do kubła arsenał puszek po piwie, ale on nie jest alkoholikiem, nie bądźmy śmieszni. Kiedy ostatnio powiedział jej, żeby "wypierdalała", było jej smutno, ale przecież wie, że on tak naprawdę nie myśli. Miał ciężkie dzieciństwo, w pracy się nie układa, a ona jeszcze jest jędzą i ma pretensje. Takie fakty, takie życie.
Kolejny taki kwiatek: RED LIPS "Zanim odejdziesz"
OdpowiedzUsuńKiedy słucham takich tekstów, nóż mi się w kieszeni otwiera. Przerażające jest to, jak wiele osób uczy się życia z tekstów piosenek i kolorowych seriali. Smutne, że nie mamy własnych przemyśleń na ten temat, że nie uczymy się na błędach swoich i cudzych, że potrzeba bliskości (jakiejkolwiek) jest w nas silniejsza niż szacunek do siebie i wewnętrzna godność.
Dużo gorzkiej prawdy w tym tekście, tak samo o kobietach, jak i mężczyznach.
"Mogłabym być na wynajem,
UsuńDziewczyną do towarzystwa,
A gdy odpłyniesz daleko,
Będę jak cicha przystań."
O LOSIE!!!! Rzeczywiście kwiatek....
Wiesz, ja myślę, że wielu się to wydaje takie romantyczne, takie słodkie, takie urocze - może dlatego to lubią, może dlatego wolą taką prawdę o miłości. O ile taka sztuka jest towarem eksportowym nastolatek i młodych kobiet - połowa biedy. Ja widzę jednak, że strasznie wiele kobiet i mężczyzn pewnie też, z tego nigdy nie wyrasta. Smutne, ale i prawdziwe.
Cały post jest super, bo dotyka spraw, które stają się udziałem większości kobiet na świecie. Z jednym się tylko nie zgadzam (głos polemiczny): "Same jesteśmy sobie winne dziewczyny". To nieprawda. Nie możemy w takich rozważaniach pominąć wychowania, wpływu środowiskowego i oczekiwań społecznych. Nie każda jest typem buntowniczki (skąd to brać, jeśli nie wpajają, że można się nie godzić?) - wiele myśli, że życie właśnie tak wygląda. Mama tak miała, babcia i pani Zosia z czwartego, i ciocia Halinka.
OdpowiedzUsuńSkupiłabym się na wyraźnym podkreślaniu, że MOŻESZ, MASZ PRAWO i zależy od ciebie. Wiesz, że wiele kobiet nie zdaje sobie w ogóle sprawy z faktu, że mogłaby coś zrobić (bądź nie zrobić, np. obiadu)?
Asiu, zgadzam się i nie zgadzam.. Piszesz, że wiele kobiet nie wie, że czegoś może nie zrobić, odmówić itp. Tak.. ale gdyby iść tym torem myślenia, to to, że nie wiedzą jest też pewnego rodzaju wyborem. Nie żyjemy już w oderwaniu od tych nowych "rewolucyjnych" dla niektórych wzorców, to co nam niosą w spadku pokolenia, to nie jest jakiś determinant, który musimy sobie wziąć jak własny, wystarczy czasem się rozejrzeć. Nikt też przecież dziś nikogo nie zmusza do małżeństwa, nikt na siłę nie aranżuje związków. Kto więc wybiera sobie na męża gościa, po którym z daleka widać, że to agresor albo buc? Kto się wiąże z dziewczyną tak niestabilną emocjonalnie, że nie sposób stwierdzić, co zrobi po południu, co dopiero mówić o perspektywie 10 lat? Kto jest za to odpowiedzialny? Kto decyduje? Ja bym zostawiła wpływy wychowania, środowiska i oczekiwania. Jedni są na nie mniej odporni, inni bardziej. To prawda, to ma znaczenie, nie śmiem przeczyć.
UsuńJa pochodzę z rodziny, w której jedna kobieta drugiej mówi, że powinna się wstydzić własnego męża, że ma bałagan w szafie. To taki oczywiście kamyczek, dowcip dla mnie właściwie, ale podszyty samą prawdą o stosunkach damsko -męskich i rolach w rodzinie. Z jakiegoś powodu tak nie myślę sama - może dlatego, że jestem właśnie buntowniczką, może dlatego, że prędzej bym była sama, niż wpasowałabym się w taki układ, może dlatego że dojrzałam dobrze przed 30, może w ogóle mało reprezentatywny ze mnie przykład.. Ale.. wybieramy w co wierzymy i wybieramy też, żeby pewnych rzeczy nie widzieć. Tak, nieraz ze strachu, nieraz po prostu z braku wsparcia, ale jednak bym tej siły sprawczej i możliwości wpływu na swoje życie i swoje związki nie oddawała tak łatwo w cudze ręce. Podtrzymuję więc: sam jesteśmy sobie winne. Może nie zawsze w 100 % , ale nawet jeśli to będzie te 30 %, to dobrze mieć tego świadomość.
I nie chodzi o to, aby się obwiniać, ale aby WIDZIEĆ WPŁYW - i to co podkreślasz, własne prawo do decydowania o tym, aby żyć inaczej.
Serdeczności!
Przepraszam, że teraz dopiero odpowiadam, ale nie chciałam tego zostawić, żeby nie dopowiedzieć, o co mi chodziło. Otóż kiedy używa się słowa "winna", sformułowania "sama jesteś sobie winna", to stwarza się bardzo zły klimat. Wiele kobiet czuje się winnymi wszystkiego i to im nie pomoże.
UsuńJa oczywiście rozumiem, co Ty masz na myśli - odpowiedzialność za własne życie. Ale uważam, że lepiej mówić: możesz, wolno ci, spróbuj inaczej, jesteś panią samej siebie, masz prawo decydować. Czyli - krótko - motywować pozytywnie.
Gdy ktoś ma w życiu naprawdę potężne problemy, to po "twoja wina" najczęściej się podda.
Mam nadzieję, że teraz udało mi się doprecyzować :)
Zgadza się, samo obwinianie, jeśli nic za nic nie idzie, może być dołujące, to prawda Asiu, rozumiem do czego zmierzasz. Nie taki był dla mnie sens tego zdania, ale zgadzam się, że trzeba go używać rozważnie, dzięki za uwagę:)
UsuńZbyt kategoryczna Małgorzata. Jakby nie wiedziała, że czynników wpływu jest zbyt wiele, czasem teoria może być opanowana, prób praktycznych nastąpiło wiele, a lizanie ran odbiera możliwość i szanse na wybór. ... oooojjjj Małgosiu coraz więcej dźwięku pychy niż empatii słyszę tutaj. ...
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi o to, żeby lizać rany po raz piętnasty, tylko o to, żeby wyzdrowieć. Otworzyć w końcu oczy i zobaczyć w czym się tkwi. Czasem kobiety bardzo nie chcą tego robić. Nie dlatego, że nie wiedzą, czy nie mają możliwości. Dlatego, że łatwiej i wygodniej funkcjonować w znanych schematach.
UsuńNie widzę tu pychy, tylko bardzo rozsądny głos w obronie kobiet, paradoksalnie. Nie przeciwko nim.
Nie o tym był komentarz.
UsuńZastanówcie się nad tym, co może zrobić kobieta, która wyboru dokonała, ale nie ma instrumentów, by wprowadzić go w życie.....
Tak funkcjonujące osoby często dotyka syndrom ofiary. Napiszę o tym niebawem, to bardzo szeroki temat i obecny nie tylko w związkach, ale generalnie w bardzo wielu aspektach życia. Takie osoby zawsze jakoś spotyka coś, po czym znów liżą rany - dodatkowo ta perspektywa braku wyboru.. uwięzienia w sytuacji bez wyjścia.. I tak w kółko.... To bardzo mocne mechanizmy, które trzeba zobaczyć, żeby się od nich uwolnić. I rzeczywiście, rzadko to się udaje samodzielnie.
UsuńMałgosiu, co z tym syndromem ofiary? Czy czasem brak ww. "Instrumentów" to nie uleganie syndromowi ofiary, ale np. odpowiedzialność za innych? Na przykład za dzieci?
OdpowiedzUsuńnapiszę, napiszę, temat jest bardzo szeroki. Nie umiem odpowiedzieć tak bez kontekstu. Dzieci potrzebują poczucie bezpieczeństwa, miłości, w rodzinach dysfunkcyjnych często utrzymuje się relacje "dla dobra dzieci", tylko, że to nie ma z tym dobrem dziecka nic wspólnego - nie służy mu.
Usuń