Kością w bikini

/
17Komentarzy

Zaczęło się od błahej wymiany zdań. O bikini. Wynikało z niej, że od pewnego rozmiaru nie przystoi. Nie, nie od 50. Granica rozpościerała się znaczenie wcześniej, gdzieś w okolicach swojskiej 40-tki, ciągle nieosiągalnej dla wielu, wcale niekoniecznie tych, co to wyłącznie bułka i ciastko. Z wymiany wynikało niezbicie, że owy strzęp materiału, ochrzczony tak od atolu, na którym ( o przewrotny losie! ) testowano niegdyś broń jądrową, nie należy się też tym starym, tym z cellulitem, a już na pewno tym, którzy w kanony współczesnego piękna mogą wpisywać się wyłącznie po zmroku. I to koniecznie po lampce alkoholu. A lepiej dwóch. Taki dowcip. Dla niektórych śmieszny. 

Bo plaża w  końcu obnaża. Nie tylko ciało. Także - jak pisze Zyta Rudzka, w "Pani", deficyty miłości własnej. To, że nie kochamy siebie to jedno. Jeszcze więcej deficytów mamy w miłości bliźniego. A już tego, który o zgrozo, nie jest piękny lecz brzydki, nie kochamy wcale. 

Nieestetyczne, niesmaczne, ohydne. To najdelikatniejsze słowa w tym słowniku. Gdy cenzura idzie do kąta, robi się tylko gorzej. Tacy się zrobiliśmy wrażliwi. Tacy się zrobiliśmy chorzy. 

Jak świat światem, byli piękni i brzydcy. Chudzi i ci, którzy mieli więcej ciała. Ci z uszami blisko głowy i ci, z nosami jak klamka od zakrystii. Taki świat. Taka uroda. Dziś kanon się zawęził, a świat złapał za skalpel. Bo najważniejsze, to się podobać. 

Merlin pod kreską 

Boska Merlin nosiła okrągłe 42, lub 44.  Dziś, pewnie byłaby pospolitą grubaską, a plotkarskie portale fotografowałyby ją z ukrycia, porównując z koleżankami o biodrach jak brzoza. Hit czy Kit -  brzmiałoby pytanie, a pod spodem, znalazłaby się litania komentarzy. O tym, że fu, o tym, że ble, o grubych lochach, które powinny zakryć swoje wdzięki, żeby nie oburzać estetycznych gustów wysublimowanej gawiedzi. Może jakiś spec od odchudzania pomógłby jej zrzucić te 15 kg. Pewnie dałaby się skusić. Wtedy te same plotkarskie portale zaprezentowałyby zdjęcia z entuzjastyczną adnotacją: "zobaczcie, jak ona schudła!". 

Świat wreszcie miałby uciechę. Może pozwoliłby jej ubrać bikini. W końcu chudym wolno. 




Nie, nie noszę bikini. Nie lubię. Nie potrzebuję, nie mam z tym problemu.  W gruncie rzeczy, nie chodzi wcale o bikini. Nie chodzi o to, co komu wolno, albo nie. Rzecz w tym, że mam dosyć, serdecznie dosyć, stosunku do kobiecego ciała, ocen, którym się je poddaje i społecznego ostracyzmu dla tych, którym kawałek do modelki z okładki. Przelało mi się. Basta. 

Porobiły nam się z głową straszne rzeczy. Jeśli już małe dziewczynki wiedzą, że żeby być piękną, trzeba być bardzo chudą, to świat zbacza na niebezpieczne tory. Liczba diagnozowanych zaburzeń odżywiania ciągle rośnie. Ponad 80% kobiet nie jest zadowolona ze swojego wyglądu. Prawie tyle samo uważa, że jest za gruba, podczas gdy w rzeczywistości ledwo jedna czwarta ma nadwagę. Świat oszalał. A my razem z nim. 

Pod linijką

Sophie Dahl, była pierwszą, szeroko prezentowaną na wybiegach modelką, o rozmiarze dalekim od 36. A potem schudła. Nie dlatego, że zapragnęła dorównać szczupłym koleżankom. Tak wyszło. Z różnych względów. Pozostała seksowna, pozostała kobieca, chociaż znacznie szczuplejsza. Kluczem do zmiany, była transformacja w myśleniu o pożywieniu, w troszczeniu się o siebie. Sophie nie przestała jeść. Zaczęła jeść inaczej. 

"Głodowanie nie jest seksowne. - pisze Dahl. To krwawiące dziąsła, nieprzyjemny oddech, kruche kości, osteoporoza, bezpłodność i powikłania. Utrata i zanik. Seksowne jest za to zdrowe zamiłowanie do jedzenia, seksowne jest mieć dość energii, żeby baraszkować z ukochanym, wziąć dziecko na ręce, ugotować obiad dla przyjaciół, pobiegać, albo po prostu przejść się powoli na targ. Seksowne jest poczucie spełnienia, poczucie, że ma się możliwości, że się żyje". 
"Apetyczna panna Dahl" 

Czy widzicie tu gdzieś informację o rozmiarze? Czy zamierzacie dalej poddawać się tej dyktaturze? Dawać się obrażać? Prześlizgiwać się po plaży jak po polu minowym, unikać wzroku, spuszczać głowę, nosić swoje ciało za karę? 

Czy mamy żyć wyłącznie w takt tego co wypada? Czy to właśnie nie jest czyste szaleństwo? 

Odpuścić

Nie mamy wpływu na to co myślą o nas inni. To prawda. Świata nie zmieni się, tylko dlatego, że złość na jego kiepskie wybory, kpiący ton, wyleje się z ciebie czy ze mnie. Ale świat zmieni się, dość szybko, jeśli więcej kobiet, takich jak ty i ja, pokocha wreszcie swoje ciało i wyrzuci ze słownika oceniające, raniące słowa, którymi obdarzamy ciała własne i koleżanek. 

Dzisiejsze kanony piękna, są dalekie od natury. Barbie nie jest prawdziwą kobietą. Nie dopasujemy się do niej. Nie jesteśmy z plastiku. 

Wymagania zmieniają się szybko. My też mamy moc, aby na nie wpływać. Nie musimy się im bezwolnie poddawać. Możemy wybierać inaczej: dbając o siebie, kochając swoje ręce i nogi, pielęgnując piersi, troszcząc się o sprawność fizyczną i zdrowie, a nie wyłącznie o rozmiar.  Przede wszystkim szanując to kim jesteśmy. 

Ciało, dobre ciało, odwzajemnia się za miłość własną. Emanuje energią, zachwyca, nawet jeśli jest stare i pomarszczone. 

Apeluję do Was, Kobiety. Kochajmy siebie. Zwyczajnie. Po prostu. To mało, a tak dużo. I to naprawdę wystarczy. Także do tego, żeby zmienić współczesne kanony piękna. Reszta, tak jak bikini, to tylko szczegół. 


Post scriptum

Tekst ten, poza Manufakturą, wywołał wielką dyskusję. Pewna część czytelniczek, uznała go za pochwałę i promocję otyłości, lenistwa i wymówkę, dla nie dbania o swoje ciało. Moim zdaniem jest to zarzut zupełnie bezsensowny, ale czuje się w obowiązku napisać, raz jeszcze, że bardzo zachęcam do tego aby zmieniać to co zmienić możemy, także w kwestii swojej wagi, figury, odżywiania. Warto jednak robić to w imię zdrowia, sprawności i miłości własnej, a nie dyktowanych przez ogół wymogów, które nieraz nijak nie przystają do tego kim jesteśmy i jakie jesteśmy. 

Mierząca 155 centymetrów kobietka, nie stanie się Claudią Schiffer, ile by nie pracowała. To nie chodzi o to, aby się bardziej postarać. Nikt nie będzie wiecznie młody i jędrny. Jako sześćdziesięcioletnia kobieta, także chcę wyjść na plażę i nie zgadzam się na społeczny ostracyzm, który mówi, że jest to nieestetyczne. Jeśli się nie da inaczej, będę szczęśliwą, zdrową, grubą babą. I to moja sprawa. Niczyja więcej. Moja piękna, ruda córka, nigdy nie będzie jak Naomi Cambell, ani Jeniffer Lopez. Będzie sobą. I mam nadzieję, że tą swoją inność pokocha- pracując nad tym, co może i chce zmienić i z miłością godząc się z tym, na co nie ma wpływu. 

I nie mowa tu tylko o kilogramach. Mowa o całym obrazie kobiecego ciała, który jest poddawany wiecznej wiwisekcji i ocenie. 

W temacie kilogramów serdecznie polecam ten tekst. 

A temacie prawdziwego kobiecego piękna, teledysk Colbie Caillat. 



Ilustracje do tekstu są dziełem Matki po Godzinach, do której Was serdecznie zapraszam!



Zobacz również

17 komentarzy:

  1. wow, piękne, mocne słowa, dziekuję!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze, że są i takie głosy! :-) tak jak piszesz- najważniejsze to pogodzić się z soba i siebie zaakceptować i najlepiej nie zważać na wszystkie opinie, bo nikt za nas zycia nie przeżyje ani też nikt za nas nie "nosi" naszego ciała!
    a to, jak zmieniają się kanony piękna jest przerażające- MM wyglądała zdrowo, inne kobiety kiedyś wyglądały zdrowo i szczęśliwie- teraz żeby "wyglądać" nie możesz nic jeść. Za cgwilkę dojdzie do tego, że znikniemy

    OdpowiedzUsuń
  3. Tekst jest świetny, a tytuł posta jeszcze lepszy :-) Pozdrawiam zajadając malinki z jogurtem, którym nie odmówiłam odrobiny cukru. mniam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się! Bardzo, bardzo dobrze napisane! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo piękny tekst, Gosiu. Dziękuję Ci za niego i proszę o więcej. Bo to, jak kobiety nie akceptują swojego ciała, jest PRZERAŻAJĄCE.
    Spotkałam kiedyś młodą kobietę, która była... no, po prostu piękna. Nie można nazwać jej ładną, to by była obraza. Prócz cudownej twarzy i idealnego ciała była urocza, ciepła i miła. Nie mogłam się na nią napatrzeć. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jest... koszmarnie zakompleksiona z powodu wyglądu.
    Świat, który robi kobietom coś takiego, jest bardzo, bardzo zły. Bardzo.

    Nie szukajmy potwierdzenia swojej atrakcyjności w oczach innych. Znajdźmy ją same. Każda z nas jest na swój sposób piękna. A jeśli którejś trudno to dostrzec tak globalnie, niech zacznie od drobiazgów. Może ma ładne, kształtne dłonie? Może zabawne, drobniutkie paluszki u stóp? Albo takie śliczne, muszelkowate uszy? Niech sobie mówi codziennie, patrząc w lustro, że to ma właśnie piękne. Kiedy uwierzy, z resztą będzie już łatwiej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jak postrzegamy drugą osobę zależy w dużej mierze od tego czy sami jesteśmy szczęśliwi. Jeśli nie jesteśmy szczęśliwi nigdy nie zauważymy piękna w drugim człowieku. http://radosnastrona.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ja kocham takie normalne, ludzkie, smaczne spojrzenie :))

    OdpowiedzUsuń
  8. O ironio, to kobieta kobiecie zgotowała ten los. To kobiety najczęściej oceniają wygląd innych kobiet, mocno krytycznie, kpiąc, ośmieszając i poddając pod własną mało istotną dla ogółu ocenę. Brak kultury, taktu, obycia, może własne kompleksy na innych płaszczyznach życia, albo odreagowanie swoich frustracji poprzez uszczypliwości skierowane do innych kobietach. Jestem zgodna, że zdrowe odżywianie (nie dieta, bo dieta jest na chwilę)- jako program na lata, aktywność fizyczna, która może dać nam niewyobrażalną radość, plus profilaktyczne badania. Tylko tyle, albo aż tyle potrzeba nam, żeby mieć silne, piękne i zdrowe ciało. Stanę trochę po drugiej stronie. Można zdrowo się odżywiać i ciągle uczyć się co jest najlepsze dla naszego organizmu, mądrze wybierać to co kładziemy sobie na talerz, być aktywną fizycznie osobą od kilku lat, oraz robić swój "przegląd techniczny" tak samo często jak przegląd auta i słyszeć od "dziwnych" kobiet: "ale jesteś chuda", "czy Ty przepadkiem nie schudłaś", albo skrajne "dostałaś na tacy figurę". Czuję potrzebę wyjaśnienia, fakt mam 36 rozmiar, faktycznie zdrowo się odżywia i nie jem sklepowych słodyczy, bo wiem co w nich jest, nikogo nie namawiam, ani nie zachęcam do rezygnacji z tych "słodkości", ćwiczę 3-4 razy w tyg i czasami gotuję o 23 00. Zapewniam Was miłe Panie, że kij ma dwa końce i niestety te złośliwości (które przeważnie nie robią na mnie wrażenia) są skierowane również do szczupłych kobiet i niestety z własnych, ale nie tylko własnych obserwacji tymi "pięknymi słowami" raczą mnie/nas, Panie które nie potrafią przyznać się przed samym sobą, że podejmowały setki diet i nic z tego nie wyszło.....Bardzo nie lubię klasyfikowania bo jest ono krzywdzące, ale jad mają w sobie i Panie szczupłe i Panie mniej szczupłe. Pozdrawiam serdecznie Ania G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, oczywiście. Żyjmy i dajmy żyć innym. Tekst nie dotyczy tylko puszystych, ale i tych biuściastych, które słyszą, że mają czym oddychać i tych obdarzonych mniejszymi piersiami, które muszą znosić komentarze o płaskich jak deskach itp. Można by tak długo.
      Kobiety bywają w stosunku do siebie bardzo złośliwe. Nie wiem skąd to się wzięło. Z zazdrości o samca ( ??), z charakteru, z genów, z potrzeby dowartościowania się cudzym kosztem? Nie wiem.
      Zajmujmy się bardziej sobą, a nie cudzą pupą, a naprawdę wszyscy będą szczęśliwsi.

      Usuń
  9. Czyli zgodnie dochodzimy do wniosku, że tu nie chodzi o wygląd, czy o subiektywne poczucie estetyk, ale o to, że są wśród nas kobiety które nie wiedzieć czym się kierują i z jakiego powodu interesują się nie swoim ciałem, a w konsekwencji nie swoim życiem i na domiar złego uzurpują sobie prawo do głoszenia obraźliwych '' prawd''. Szkoda, że swoj czas i energię nie chcą przeznaczyć na coś pożytecznego. Ania G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeby oddać sprawiedliwość, nie tylko kobiety tak mają :))))

      Usuń
  10. Trafiłam dziś przypadkiem na audycję z Twoim udziałem w radiu. Gratuluję!
    I fajny tekst :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pięknie. Ciekawe, dlaczego to, co takie łatwe, tak trudno spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Człowiek to taka gnida, na dodatek gnida niedouczona, że nawet jeśli jej intencje są dobre, nierzadko wyjdzie źle. Jak to mawia mój znajomy poeta, "Powiedz «jedzenie», ludzie usłyszą «żarcie»". Niech tylko szczupły wypowie się o otyłości, niech nie spędzi pół dnia na dobrym wyważeniu słów (ta polityczna poprawność, ech) i zaraz huzia na Józia w obozie "puszystych". A że raczej wrażliwe to to, więc zamiast słyszeć «jedzenie» (tj. dbaj o siebie jedzeniem), oni usłyszą «żarcie». I konflikt gotowy, przeważnie zupełnie poza meritum sprawy.
    Dla mnie osobiście, największą klęską człowieka puszystego jest schemat samousprawiedliwiania się, czemu wydatnie pomaga lgnięcie do starannie wyselekcjonowanych znajomych oraz podobnie dobieranych źródeł informacji. W konsekwencji, osoba otyła traci kontakt z rzeczywistością.
    Lecz najgorsze jest chyba trafienie na partnera, który gustuje w puszystym ciałku. Kochani Puszyści - odpowiedzcie szczerze (nie mi - sobie): jaka będzie wtedy Wasza motywacja, by zająć się swoim zdrowiem?? Już pal licho wygląd, bo ten rzeczywiście można zaakceptować - ale ZDROWIE!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacku, łazisz po wszystkich blogach, które linkują do mojego tekstu i wszystkich obrażasz, a przy okazji kłamiesz. Naprawdę masz takie parcie na szkło? Weź wyluzuj, bojowniku o wykluczenie wszystkiego, co inne niż ty, bo to jest naprawdę chore. Możesz w odpowiedzi na mój komentarz wyzłośliwiać i wić się do woli, ja tej odpowiedzi i tak nie przeczytam, daję słowo.

      Usuń
  13. Bardzo podoba mi się ten tekst. Ja w swoim życiu przeszłam całą drogę zmagania się z brakiem akceptacji dla swojego ciała. Jadłam by wyglądać i ćwiczyłam by wyglądać. Na szczęście po urodzeniu dwójki dzieci coś mi się tam poprzestawiało w głowie i teraz jem dla przyjemności i ćwiczę dla przyjemności. I jestem jaka jestem. Wcale nie idealna i wcalę taka nie muszę być :)

    OdpowiedzUsuń